poniedziałek, 10 listopada 2008

Hubertus 2008

Msza św. i spotkanie integracyjne na rozpoczęcie sezonu łowieckiego 2008/2009 w Górecku Kościelnym - 08 listopada 2008. Koło Łowieckie Nr 3 "JELEŃ" w Lublinie z udziałem Zarządu Koła i Członków.



Homilia w czasie Mszy św. hubertowskiej.


Darz Bór! ”Tu, gdzie śpiew ptaków brzmi bardziej po polsku..”, jak przed laty w Zamościu mówił Jan Paweł II, dane jest nam sprawować Eucharystię w myśliwskiej rodzinie, która na ten śpiew jest szczególnie wrażliwa.

Przyjście Boga na świat odnowiło nie tylko człowieka, ale wszystko, co żyje na ziemi i przypomniało człowiekowi pierwotne piękno. Dziś rodzący się w Eucharystii Bóg, chce nam, ludziom XXI wieku przypomnieć o wielkości człowieka, ale także o ogromnej odpowiedzialności za ziemię, którą otrzymaliśmy w dzierżawę od Stwórcy. Tymi wyjątkowymi dzierżawcami jesteście także wy, strażnicy naturalnego porządku, ustanowionego przez Pana czasu. To powód do dumy, którzy nawet swym strojem wtapiacie się w pejzaż natury. Dlatego Eucharystia, która z natury swojej jest dziękczynieniem, staje się wdzięcznością za was, strażników naturalnego porządku w przyrodzie. Wasza służba, jednocześnie i pasja, to mądre, powtarzam: mądre ( bo zdarzają się i wykroczenia w tej służbie ) stanie na straży naturalnego porządku i czuwanie, by chaos nie zniszczył go, tym samym godząc w człowieka.

Wasza obecność wśród roztoczańskich lasów, wpisuje się też w chlubną tradycję polskich myśliwych, którzy za miłość do tej ziemi płacili nawet życiem. Jesteście spadkobiercami przepięknych kart historii, ale stajecie się też autorami nowego rozdziału Księgi polskiego myślistwa. Wkładajcie wiele wysiłku w codzienne budowanie zgody w waszej myśliwskiej rodzinie. Nieraz będzie to wymagało odwagi w mówieniu, może czasem upomnieniu kogoś, otwartości na innych... Mądrze, w oparciu o święte prawo natury, budujcie waszą wspólnotę, w której wzajemny szacunek rodzić będzie miłość do lasu i wszystkiego, co w nim żyje, miłość do naturalnej świątyni samego Boga. Nigdy nie traćcie świadomości, że całe stworzenie to Boży dar dla nas, żebyśmy czynili sobie ziemię poddaną i doszli do nieba. Także w lesie, trzeba dorastać do wieczności. Warto sobie takie pytanie zadawać, nawet, gdy się poluje!!! Życzenia te, zamieniam teraz w modlitwę, a ta, niech dotrze do naszego Pana, Ojca czasu i historii. Amen!

Ks. Tadeusz Sochan
Górecko Kościelne, 08 października 2008 r.


sobota, 8 listopada 2008

Dzień „Sławy” i chwały

Moja długoletnia znajomość ze Sławą Przybylską jest Państwu znana.. O licznych spotkaniach ze Sławą nieraz pisałem i o nich mówiłem.. Nie spodziewałem się jednak, że tegoroczne spotkanie będzie tak w szczególnych okolicznościach i w wyjątkowym miejscu.. Sposobnością mojej wizyty u Sławy, był Jej Złoty Jubileusz pracy artystycznej, a miejscem Aula Kryształowa SGGW.

Zazwyczaj to ja proszę Sławę, by powiedziała i zaśpiewała. Tym razem było inaczej. To ja przed licznym audytorium zaproszonych gości na uroczystość, miałem powiedzieć o motywach modlitewnych w Jej repertuarze. Okazało się, że Jej twórczość, naznaczona jest pierwiastkami religii, które rodziły się z Jej bogatej duchowości.

Choć uroczystość z założenia miała charakter oficjalny, szybko przerodziła się w spotkanie życzliwych sobie ludzi i rozmowy, których połączyła Jubilatka. Ku memu zaskoczeniu, wśród wielbicieli Jej talentu znalazła się pierwsza dama naszego kraju, prezydentowa Maria Kaczyńska, parlamentarzyści, ludzie nauki, artyści, przyjaciele...Podobno muzyka łagodzi obyczaje...

Atmosfera spotkania i bliskość Pałacu Prezydenckiego, przypomniała mi o zaproszeniu, jakie niedawno otrzymałem od Pana Mariusza Handzlika, Podsekretarza Stanu w Kancelarii Prezydenta R.P. Dlaczegoż by nie! I tak kolejne półtorej godziny spędziłem pod dachem Belwederu. Rolę gospodarza przejął P. Handzlik, z którym znajomość sięga czasów lubelskich. Tam właśnie między mną, wikariuszem parafii św. Józefa, zrodziła się późniejsza przyjaźń z moim parafianinem, obecnie Podsekretarzem Stanu. Jak się okazało, prawdziwej przyjaźni nie niszczy czas, a dzisiaj jej wyrazem było przyjęcie w domu samego Prezydenta.

W Warszawie, choć to duże miasto, mogą odnaleźć się starzy znajomi. Poseł Zbigniew Girzyński, który spędzał z rodziną ostatnie wakacje w Górecku, zaprosił mnie do Parlamentu R.P., a w tym dniu, był też jednym z gości Sławy Przybylskiej. A tam kolejne znane twarze i wspólna kolacja ze znajomymi mi parlamentarzystami – Żukowskim, Matusznym, Zawiślakiem, Chróścikowskim... Tak więc moja październikowa wizyta w Warszawie ukazała, że tak różni ludzie, tak wielu profesji, mają o czym rozmawiać i mimo tych różnic, łączy ich wzajemna, ludzka życzliwość.


poniedziałek, 3 listopada 2008

Zyję sprawami wyższego rzędu

Wywiad ze Sławą Przybylską z okazji 50-lecia pracy artystycznej


Popularna piosenkarka, Sława Przybylska, od wielu już lat,zwykle w lipcu lub sierpniu, z mężem, czasem i z przyjaciółmi na dwa lub trzy dni przyjeżdża na Roztocze.

Zapytana przez ks. Tadeusza Sochana,czym zdobyło jej serce Górecko Kościelne i Roztocze, odpowiedziała:


Sprowadza mnie tu miłość do piękna i dobrych ludzi. Dzięki zaproszeniu na trzy pierwsze Festiwale Pieśni Maryjnej, które odbyły się jeszcze w Łaszczówce , a także na kilka koncertów, które wykonałam w góreckim kościele, odkryłam piękno Roztocza, wspaniałe lasy, źródła czystej wody i powietrza, majestatyczne dęby w Górecku Koscielym i wiele innych,bliskich mi już miejsc. W tym pięknym zakątku naszej Ojczyzny można wielbić potęgę naszego Stwórcy i mądrość świętego Franciszka z Asyżu. Doznaję tu wiele ciepła, serdeczności i gościnności. Podczas każdego pobytu, najpierw w Łaszczówce i Grabowicy, a teraz od wielu już lat w Górecku Kościelnym,(najczęściej in cognito), oboje z mężem czujemy się rodzinnie i przyjacielsko i dlatego nasze powroty w te strony będą całkowicie uzasadnione.

W tym roku roku obchodzi Pani 50-lecie swojej pracy artystycznej, proszę o kilka słów wspomnień.

Moje śpiewanie rozpoczęło się bardzo wcześnie, jeszcze w przedszkolu. Twierdzę, że każde dziecko jest poetą i każde dziecko śpiewa, niektórym dzieciom to mija, a niektórym zostaje. Mnie zostało. Śpiewałam od najmłodszych lat, ale nie bardzo wierzyłam, że śpiewanie może być profesją. Miałam wiele zainteresowań miedzy innymi plastyczne, ukończyłam liceum sztuk plastycznych, malowałam, rzeźbiłam, ale potem zmieniłam kierunek, ukończyłam studia ekonomiczne - handel zagraniczny. Zaczęłam nawet pracować w tym zawodzie, ale stwierdziłam, że to nie jest droga, którą mogę dalej kroczyć. Śpiewanie stało się moim wewnętrznym imperatywem.

Większość Pani piosenek to wielkie przeboje, które śpiewała cała Polska, do dziś zachwycają i budzą wzruszenia.

Śpiewam piosenki, z którymi mogę się utożsamić, jeśli chodzi o teksty. Od wielu lat, na początku moich estradowych występów, dużo pisała dla mnie Agnieszka Osiecka. Potem ogromne wrażenie wywarły na mnie wiersze Bułata Okudżawy, które w latach siedemdziesiątych miały zupełnie inny wyraz, one były komentarzem do naszej epoki, czasami poza cenzurą, były to teksty ponadczasowe.

Czy w życiu i działalności artystycznej korzystała Pani z jakichś wzorów?

Wzorem jest dla mnie moja matka, która była kobietą prostą, ale miała ogromne poczucie piękna, radości i życzliwości dla ludzi. Myślę, że matka wciąż mi w tym towarzyszy. Jeśli ktoś się urodził w środowisku, gdzie Bóg był na pierwszym miejscu, gdzie był w kwiatach, ptakach, drzewach, myślę, że to już zostaje na całe życie - i to też wyniosłam od matki.

Jaki jest Pani przepis na życie?

Wydaje mi się, że większość ulega idei pieniądza, zatraca życie duchowe, ponieważ pieniądz powoduje pośpiech. Jeśli ma się go trochę, to chce się mieć go jeszcze więcej i w tym pośpiechu gubi się to, co jest ważniejsze, a więc kontemplacja, zastanawianie się nad sobą, nad swoimi relacjami ja a Bóg, wieczność, rzecz. A przecież nie rzeczy powinny nas określać, tylko my te rzeczy mamy określać. Jakie są proporcje, naprawdę trudno mi powiedzieć. Jest to pytanie przerastające moją ocenę. Uważam, że jestem drobiną, jestem pyłem i moje życie jest mgnieniem, a więc nie podchodzę do tego życia jako do czegoś, co jest bardzo ważne. Ważne jest to wszystko, co mnie otacza, l w tym sensie mam poczucie i pojęcie wieczności. Żyję sprawami, które są sprawami wyższego rzędu, nie zwracam uwagi na klęski, niedogodności, uważam, że są to rzeczy przemijające i dzięki temu potrafię cieszyć się właśnie takimi sprawami, że śpiewa ptak, że zobaczę piękne dzieło, piękne malarstwo lub piękny kwiat. Serdecznie pozdrawiam Redakcję i Czytelników „NIEDZIELI ZAMOJSKO - LUBACZOWSKIEJ”. Jesteście mi bliscy dzięki osobistym kontaktom i wcześniejszym wywiadom, które udzielałam przez pośrednictwo Ks. Tadeusza, naszego Przyjaciela.

Dziękuję za rozmowę.

Z artystką rozmawiał ksiądz Tadeusz Sochan

"Sława Sławy"

Mój wpis do "Księgi Jubileuszowej", wydanej z okazji Złotego Jubileuszu pracy artystycznej Sławy Przybylskiej


Sława. To pragnienie, kierunek, w końcu cel wysiłków niejednego wędrowca przez codzienność, w której chce on zaistnieć odmiennym kolorem od szarości.
Niektórym to się nawet udaje. Cel osiągają..., ale niedługo okazuje się, że jest on chwilą, tak nietrwały jakby usychający kwiat. Zostaje cisza i wspomnienia, które jedynie przeszywają piekącym bólem.
Czyżby sława też była na chwilę, jak całe życie, tylko jeszcze krótsza od niego?
Sława jest więc niebezpiecznym marzeniem, które jak się spełni zakpi z człowieka i pozostanie nieuleczalną raną?
Niestety, tak bywa. Powiedziałbym: nawet często.

Sława, podobnie jak szczęście, nie może być celem, ale rodzi się z zupełnie innego zasiewu. Nawet zaskakuje, jak nieoczekiwana premia, choć na nią premiowany nie liczył.

Szalone lata sześćdziesiąte i budzona nadzieja: nie wszystko musi być szare i poustawiane w marszowych szeregach okolicznościowych pochodów.
"Pamiętasz była jesień", "Piosenka o Tbilisi", "Widzisz mała", "Piosenka o okularnikach", "Gdzie są kwiaty z tamtych lat" i wiele innych.
Tak, to piosenki, które stały się przebojami Polaków, którym przez wiele lat zabraniano zaglądać w głębsze pokłady ich duszy. Śpiewała je drobna brunetka – Sława Przybylska.
Swoim śpiewaniem siała zadumę, refleksję i piękno, a raczej przypominała ludziom, że noszą je w swoich sercach, tęsknią za nimi i że są naprawdę w nich.
Chyba tym przypominaniem Sława Przybylska stała mi się tak bliska, choć nieosiągalna, bo odgrodzona kotarą wielkości od mojego niewielkiego świata młodości.

Lublin. Lata osiemdziesiąte. Koncert Sławy. Koncert, na który czekałem. Nie przypuszczałem jednak, że ten wieczór będzie początkiem nowego, bardzo realnego śladu znaczonego przez Sławę w moim późniejszym życiu.
Dziś jeszcze nie mogę uwierzyć, że po recitalu odważyłem się podejść do Gwiazdy..., a ona nie oślepiła swym blaskiem. Taki był początek naszej znajomości, która z czasem przerodziła się w przyjaźń naszych rodzin.

Listy, spotkania, koncerty w różnych zakątkach Polski. W ty wszystkim zwyczajne – niezwyczajne rozmowy. Dzielona radość święceń kapłańskich, które przyjąłem, a jeszcze później obecność Sławy w moim duszpasterstwie.

Łaszczówka. Parafia na obrzeżach Tomaszowa Lubelskiego. Ludzie wrażliwi, utalentowani. To z nimi zaczęła się historia festiwali Pieśni Maryjnej, które odbywają się do dziś.
Było to trzynaście lat temu. Przyjechała też Sława, której wielkość nie przyćmiła ludowych artystów i nie upokorzyła mieszkańców małego miasteczka. Była Gwiazdą, która nie oślepiła, ale pomogła kolejny raz, w innej już rzeczywistości, wydobyć ludziom z ich serc piękno, noszone głęboko, niedoceniane i lekceważone przez rzeczywistość rynkową.

Roztocze. To następny etap, nowy czas naszej znajomości ze Sławą Przybylską. Zakochała się w tym zakątku Polski i tu wraca, gdy chce odpocząć i gdy proszę, by zaśpiewała przy źródle św. Stanisława i w Góreckim Kościele, gdzie od dziewięciu lat przyszło mi być proboszczem.

"Uważam, że jestem drobinką, jestem pyłem i moje życie jest mgnieniem, a więc nie podchodzę do tego życia jako do czegoś co jest bardzo ważne.".

Te słowa Sławy, które padły podczas jednej z naszych długich rozmów, pamiętam do dziś. Może właśnie ten realizm, zrodzony z niekłamanej skromności, nie pozbawił Sławy uroku i młodości, a czas stał się sprzymierzeńcem jej sławy, która nie umiera ciszą zapomnienia.

Góreko Kościelne, 25 sierpnia 2008 r.
ks. Tadeusz Sochan

Motywy modlitewne w repertuarze Sławy Przybylskiej

Referat na 50-lecie pracy artystycznej Sławy Przybylskiej (Warszawa, SGGW Aula Kryształowa - 23 października 2008r.)

W historii świata bardzo różnie definiowano pojęcie sztuki. Kolejne wieki próbowały ogarnąć tę dziedzinę życia, przynależną człowiekowi. Nie wdając się w akademickie wywody, bo nie czas po temu, jednoznacznie można stwierdzić, że sztuka jest stworzona przez człowieka i dla niego istnieje. Wyraża emocje, poglądy, potrafi być dosłowną, metaforyczną, wieloznaczną. Jej zadaniem jest dostarczenie wrażeń estetycznych, ukazanie świata z punktu widzenia artysty, a że każdy widzi otaczający świat inaczej, przybiera ona wiele postaci; dlatego też jest tak fascynującą i porywającą, jednocześnie bywa niezrozumiałą i metafizyczną.

Sztuka, która jest wytworem człowieka, świadczy o jego niepowtarzalności i wyższości homo sapiens nad bratnimi stworzeniami, tworzącymi łańcuch ewolucji.
Braterstwo i wyższość - z pozoru nie przystają do siebie, pozostają w sprzeczności. Tak jednak nie jest. Trzeba tylko dokładnie przeczytać biblijny opis stworzenia świata i człowieka. Człowiek, "ulepiony z prochu" nosi w sobie te same pierwiastki co ziemia i inne stworzenia, więc jest ich bratem. Jednocześnie wyrasta ponad nie, bo "Pan Bóg tchnął w jego nozdrza tchnienie życia", a jak dalej czytamy w 19 wersie pierwszego rozdziału Księgi Genesis: "wszelkie zwierzęta lądowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bóg przyprowadził do mężczyzny, aby przekonać się, jaką on da im nazwę. /…/ I tak mężczyzna dał nazwy wszelkiemu bydłu, ptakom powietrznym i wszelkiemu zwierzęciu polnemu." Tak więc, stworzony człowiek bierze udział w dziele stwarzania.
To wielce zaszczytne wyróżnienie staje się dla człowieka niemniej wielkim obowiązkiem wobec nazwanych przez niego stworzeń. Nie wystarczy nazwać, tak jak za mało jest dać drugiemu wolność bez środków do życia. I jak cud rodzenia,przechodzi w etap troski o niemowlę, następnie w trud wychowania, podobnie i człowiek - uczestnik stwarzania - staje się odpowiedzialny za stworzenie. Co więcej - ma być kapłanem, a więc pośrednikiem między Stwórcą i stworzeniem.
Doskonale odczytał to św. Franciszek z Asyżu, który słońce i księżyc, ptaki i wilki nazywa siostrami i braćmi. Tym franciszkowym językiem w swojej twórczości posługuje się również Sława Przybylska.
Swoją płytę "Modlitwy poetów" zaczyna "Hymnem słonecznym" Biedaczyny z Asyżu. Nie jest to komercyjny zabieg, czy przypadek. W jednym z prasowych wywiadów artystka mówi:

"Wzorem jest dla mnie moja matka, która była kobietą prostą, ale miała ogromne poczucie piękna, radości i życzliwości dla ludzi. Myślę, że matka wciąż mi w tym towarzyszy. Jeśli ktoś się urodził w środowisku, gdzie Bóg był na pierwszym miejscu, gdzie był w kwiatach, ptakach, drzewach, myślę, że to już zostaje na całe życie - i to też wyniosłam od matki".

"Wsławiony bądź, o Panie mój, we wszystkim co stworzyłeś nam" - te słowa w interpretacji Sławy brzmią szczerze, są wiarygodne, bo ona tak po prostu czuje: gdy wraca w rodzinne strony i gdy przyjeżdża do roztoczańskich lasów na Lubelszczyźnie

O jej autentyczności mogłem się przekonać, choćby w małej Łaszczówce koło Tomaszowa Lubelskiego,czy też w Górecku Kościelnym na Roztoczu, gdzie śpiewała "Modlitwy poetów". Później powiedziała:

"Czułam, że to będzie spotkanie niezwykłe w moim życiu artystycznym. Wiedziałam, że spotkam tu ludzi mojego dzieciństwa: ludzi prostych, dobrych, szczerych i wrażliwych. Im zadedykowałam swój recital, w którym udział wzięła także bardzo uzdolniona tutejsza młodzież. Nasz wspólny, korespondencyjnie przygotowany koncert, nazwaliśmy "Modlitwy Poetów", albowiem w tradycji polskiej literatury i naszej historii, poeci pomogli nam swoimi tekstami, którym źródłem była wiara i kult Matki Bożej. W szczególnie dramatycznych okresach naszej historii, to właśnie ludzie słowa, poeci, pomogli nam przetrwać, przeżyć i zwyciężać".

W polskiej tradycji pozostał do dziś piękny zwyczaj rozpoczynania prac polowych od wspomnienia Boga. Zanim rzuci się w ziemię ziarno na zasiew, nim zaczną się żniwa mądrość, wyrosła z doświadczenia, każe prosić Stwórcę o błogosławieństwo, bo jak mówi stare przysłowie "bez Boga ani do proga".
Do tej tradycji nawiązuje Przybylska i śpiewa słowa poety:

"Pobłogosław Panie Boże
Siew i pług, co skiby orze
I tę chłopską brać
Co o świcie z wiarą nową
I modlitwą Chrystusową
Idzie ziarno siać. Hej! Idzie ziarno siać."

Czyż to nie nawiązanie do aktu stworzenia? Człowiek, któremu dana jest moc kreacji nie popada w pychę, bo ma świadomość, że sam został stworzony i tak naprawdę jego sukcesy nie do końca zależą tylko od niego. Śpiewa o tym Sława, bo ma przekonanie, że i jej talent został darowany, a ona ma go pomnażać, bo zgodnie z pierwotnym powołaniem, człowiek ma być kapłanem łączącym niebo z ziemią.
Nie są to za wielkie słowa. Może brzmią patetycznie, ale czyż nie określają zadanie człowieka i rolę jego sztuki? Człowiek - twórca powinien odkrywać piękno, co więcej: ma czynić pięknym i w poezję przemieniać to, co inni nazywają prozą.

Sława Przybylska urodziła się w Drelowie k. Międzyrzeca Podlaskiego.. Niedaleko tego miasteczka, w Kodniu nad Bugiem czczony jest obraz Matki Bożej. W XVII w. z Rzymu przywiózł go chorąży Wielkiego Księstwa Litewskiego Mikołaj Sapieha. Od tego czasu wizerunek Matki Bożej Gregoriańskiej, zwany tutaj Kodeńską, pozostaje szczególnie bliski mieszkańcom Podlasia. Sanktuarium kodeńskie musiała znać Sława Przybylska. Może z dzieciństwa pamięta Gregoriańską Madonnę? Być może później tam przyjeżdżała? Nie wiem. Z jej repertuaru widać, że nosi w sobie polski, a piękny rys pobożności maryjnej, kształtowany kodeńskim obrazem, skoro śpiewa "Modlitwę" Kazimiery Iłłakowiczówny: "Dobrą noc - uproś dla nas Matko Boska…", a w załączonej do płyty książeczce obok słów poetki, umieszcza wizerunek Matki Bożej z Kodnia.

W jednej z naszych rozmów powiedziała mi:

"Śpiewam piosenki, z którymi mogę się utożsamić, jeśli chodzi o teksty. Ogromne wrażenie wywarły na mnie wiersze Bułata Okudżawy, które w latach siedemdziesiątych miały zupełnie inny wyraz, one były komentarzem do naszej epoki, czasami poza cenzurą, były to teksty ponadczasowe".

Tę ponadczasowość Przybylska odnajduje m.in. w popularnej, aktualnej i dziś "Modlitwie" Bułata, który, tak jak ona, ludzką ograniczoność konfrontuje z Boską wszechmocą. Sława, na wzór kapłański, zanosi w tejże modlitwie sprawy wielkich i małych, bogatych i biednych, odważnych i tchórzy - modli się za wszystkich do "Tego, który wszystko może".
To prawda, że śpiewany przez nią tekst Okudżawy inaczej brzmi niż wykonanie autora. Ale, czy dwie modlitwy w tej samej intencji, tymi samymi słowami zanoszone, jeżeli są szczere, mogą brzmieć jednakowo? Więc Sława Przybylska się modli.

Kolejnym rozdziałem twórczości Sławy Przybylskiej są kolędy. Wydawało by się: to nic nowego. Większość artystów po nie sięgała i sięga. U Sławy jednak zastanawia dobór kolęd. Na płycie "W noc betlejemską" słyszymy teksty klasyków - Jana Kochanowskiego, Juliusza Słowackiego, Ks. Jana Twardowskiego, Karola Wojtyły, Miłosza, Brylla, Leśmiana, poety wygnania Stanisława Balińskiego, czy starą pastorałkę "U zielonej dąbrowy". W większości jednak jest to współczesna poezja, do której muzykę napisali współcześni twórcy.
Zaproponowany przez Sławę repertuar zdradza artystkę, która potrafi czerpać inspirację z tradycji, ale w niej się nie zasklepia. Sięga po współczesne teksty i muzykę, bo ma świadomość ciągłości procesu tworzenia.

Moją refleksję zakończę słowami tej, która spowodowała dzisiejsze spotkanie: Sławy Przybylskiej. Wypowiedziała je kobieta, która dobrze odczytała opis stworzenia świata i zrozumiała swoją w nim rolę: "przecież nie rzeczy powinny nas określać, tylko my te rzeczy określamy".

Ks. Tadeusz Sochan
Górecko Kościelne, październik 2008 r.

niedziela, 2 listopada 2008

"Z rzeczy tego świata pozostaną te dwie: poezja i dobroć" (C.K.Norwid)

Zamyślenie listopadowe Dominika Kukiełki - diakona naszego WSD.

WSPOMNIENIE

Zawsze to tak wychodzi,
że w listopadowej porze
cmentarze nasze świecą
światłem pamięci...
Myślimy o tych, którzy odeszli,
wspominamy wspólne chwile
tych wszystkich,
których już nie ma

Czasem pojawia się w oku łza.
Która to już rocznica?
Jak długi to już czas.
Skończyło się życie.
Pozostają wspomnienia
o wspólnym przebywaniu
na ziemskim świata padole.

Na ziemi została modlitwa
i pamięć o tych,
których już nie ma.
Pozostał piękny grób,
a na nim zapalony znicz,
przy innym rozmodlona kobieta
i dziecko, które straciło Ojca...

I chociaż po ludzku
wszystko już stracone,
Chrystus przychodzi
i dotyka człowieka.
On daje nadzieję,
pokonał przecież śmierć
poprzez misterium cierpienia
do Prawdziwego ZBAWIENIA.

Witajcie!

Serdecznie witam i pozdrawiam wszystkich, którzy będą odwiedzali mojego bloga. Postanowiłem założyć tego bloga, żeby wykorzystywać możliwości najnowszych technologii do szerzenia wartości takich, jak: prawda, dobro, piękno, miłość, które są atrybutami naszego Stwórcy i Boga. Mam nadzieję, że będziecie chętnie czytali mojego bloga i aktywnie uczestniczyli w jego tworzeniu poprzez konstruktywne komentarze i dialog.

Ks. Tadeusz Sochan