czwartek, 10 lutego 2011

Naprawdę warto żyć,
kochać i być dla innych

Z księdzem kanonikiem Tadeuszem Sochanem, proboszczem parafii pod wezwaniem Świętego Stanisława w Górecku Kościelnym rozmawia Łukasz Kot

Łukasz Kot: Rodzinną miejscowością księdza jest Grabowica w gminie Susiec.

Ksiądz Tadeusz Sochan: Nie wyobrażam sobie piękniejszego miejsca od mojej rodzinnej wioski na Roztoczu, którą jest Grabowica, mała wioska nieopodal Suśca. Tu się urodziłem i wychowałem, do niej tęsknie, gdy jestem z dala, i do niej ciągle powracam. Myślę, że to miejsce wśród przepięknych lasów, rzeźbiło moją osobowość. Tu miałem wspaniałych rodziców, rodzeństwo i nauczycieli, którzy nauczyli mnie wiary w Boga, miłości do człowieka i przyrody, odróżniać dobro od zła. Tu zrodziło sie powołanie do zawodu nauczycielskiego.

Kim byli rodzice?

Janina i Marcin. Rolnicy - jak wszyscy mieszkańcy wsi w tamtych czasach. Tata, oprócz rolnictwa zajmował się stolarką, umiał robić piękne ceberki, beczki na zboże i kapustę, rzeźbił w drewnie postacie świętych według własnej wyobraźni. Ulubionym tematem jego rzeźb były postacie pochodzenia żydowskiego. Dla nas, dzieci, wyrabiał przeróżne, drewniane zabawki, które wykradały nam dzieci sąsiadów. Mama, dobra gospodyni, bardzo wierząca, nie wyobrażała sobie niedzieli bez udziału we mszy świętej. Nas, swoje dzieci, nigdy nie zwolniła z tego obowiązku. Długo modliła się przed snem, pół głosem. Do dziś pamiętam jej modlitewki, których na próżno szukam w teraźniejszych modlitewnikach. W sprawach wiary zawsze była bezkompromisowa. Zawsze dbała, abyśmy jako dzieci, a później młodzież, byli dobrze i ładnie ubrani.

Ile ksiądz ma rodzeństwa?

Było nas czworo. Mówię ,,było'', ponieważ najstarszy brat, który założył rodzinę we Wrocławiu i tam pracował, juz nie żyje. Siostra, pielęgniarka, mieszka w Lublinie, a najmłodszy brat mieszka z żoną w Grabowicy. Zawsze miałem żal do rodziców, dlaczego nas tak mało...

Jak doszło do cudu uzdrowienia małego Tadeusza za przyczyną Matki Bożej Krasnobrodzkiej?

W kilka tygodni po urodzeniu ciężko zachorowałem. Nie było nadziei na odzyskanie zdrowia. Chwile były policzone. Babcia uszyła koszulkę, w której miano mnie położyć do trumienki. Tata stolarz szykował już deseczki. Mama postanowiła odbyć pielgrzymkę do Matki Bożej Krasnobrodzkiej. Zajęło jej to kilka godzin. O czym rozmawiała z Matką Bożą - nie wiem, ale gdy wróciła do domu, zastała dziecko zupełnie zdrowe.

Już w szkole podstawowej w Grabowicy miał Ksiądz pierwsze zadatki na nauczyciela.

Czas dzieciństwa, szkoły podstawowej, to czas szczęśliwy, pod znakiem zabawy, pasienia krów i trochę nauki z przymusu. Nie miałem upodobania w nauce, to było dla mnie zniewolenie. Nie lubiłem się uczyć. To był swoisty przymus z różnymi efektami. Nie mniej, gdy kończyłem siódmą klasę, wychowawczyni, żyjaca do dziś powiedziała do mamy, że,,Tadzio powinien pójść do liceum pedagogicznego, on powinien zostać nauczycielem''. Może zauważyła zaczątki powołania do tego zawodu, kiedy to zbierałem dzieciaki, kolegów i koleżanki, organizowałem piesze wycieczki po roztoczu, biwaki, inscenizacje.

Potem było Liceum Pedagogiczne w Szczebrzeszynie.

Mama posłuchała wychowawczyni. Napisaliśmy podanie o przyjęcie, po czym nastąpił egzamin wstępny. Warunkiem dopuszczenia do egzaminu z języka polskiego, matematyki i testu z inteligencji był egzamin z muzyki. Pamiętam, jak prowadziła go nieżyjąca już profesor Lina Gieysztor. Chyba dobrze zdałem, ponieważ od tego momentu chodziła za mną i pytała egzaminujących mnie z języka polskiego i matematyki: ,, Jak ten chłopiec zdaje ?''. Pamiętam, że z matematyki niewiele wiedziałem, także w teście na inteligencję u profesora Aleksandra Przysady nie umiałem odpowiedzieć, z której strony na wieży zamojskiego ratusza umieszczony jest zegar. Skąd miałem wiedzieć, jeśli nigdy wcześniej nie byłem w Zamościu? Nauka w Szczebrzeszyńskim liceum to najpiękniejsze lata mojego życia. Przez pięć lat solidnie przygotowywano mnie do zawodu nauczycielskiego. Duży nacisk kładziono na umiejętność organizowania zajęć po za lekcyjnych, harcerstwo, inscenizację na różne okazje.

Pierwsze kroki nauczycielskie to praca w szkole w Grabowicy.

Podjąłem prace nauczyciela w mojej rodzinnej miejscowości, zastałem tu jeszcze młodszych kolegów. Rozwijałem tu też swoje pasje, które rodziły się z miłości do małej ojczyzny - Roztocza. Pomogły mi w tym studia muzyczne w Lublinie. Zakładałem dziecięce i młodzieżowe zespoły muzyczne, organizowałem dni miejscowości, przeróżne konkursy, wieczornice, wycieczki, spotkania z ciekawymi ludźmi.

Do dzisiaj kocha Ksiądz muzykę. Ta miłość rozpoczęła się już na studiach muzycznych w Lublinie.

Już w Liceum Pedagogicznym trzeba było grać na jakimś instrumencie. Wybrałem skrzypce. Do dziś na nich gram. To taki miły dodatek do życia. W między czasie doszła gitara. gdy mi smutno i źle, biorę instrument, śpiewam i gram. Wymuszają na mnie to czasem moi goście, a nawet daję się namówić na spotkania muzyczne w domach kultury czy szkołach i bibliotekach w terenie. Muzyką żyje na co dzień. Słucham jej, gram, to takie drugie płuco mojego życia.

Był Ksiądz dyrektorem szkoły w Lubyczy Królewskiej a potem w Józefowie.

W obu przypadkach zgodziłem się na prośbę władz oświatowych. Nie czułem się dobrze na tym stanowisku, choć nie żałuję niczego. Z perspektywy czasu nawet trudne sytuacje mają sens. Dyrektorowanie w szkołach pomogło mi szybciej podjąć decyzję o powołaniu do kapłaństwa. cdn.

To dzięki niemu odnalazł Ksiądz swoje powołanie?

Z wielkimi ludźmi "niebezpiecznie" jest się zadawać, bo ich wielkość może obudzić w człowieku pragnienia, które drzemały i wytyczyły nowy kierunek, w jakim wcześniej człowiek wcale nie myślał iść. Okres bezpośredniego przygotowania do kapłaństwa, to czas piękny, ale wymagający dużego wysiłku duchowego i intelektualnego. To czas pytań i szukania odpowiedzi. Franciszek był gigantem duchowym, nie był intelektualistą, ale na tamte czasy człowiekiem światłym i wykształconym. W okresie, który wspominamy, przygotowywałem się do kapłaństwa, wymagającego wielkości duch i wiedzy, więc znowu, po franciszkańsku szukałem Pana Boga i uczyłem się świata.

Czy najważniejszą chwilą w życiu były święcenia, które odbyły się 8 grudnia 1984 r. w Lublinie?

Najważniejsze są urodziny, bo one zaczynają historię człowieka, i śmierć, bo ona kończy okres przygotowania do pełni życia – wieczności. Święc¬enia kapłańskie to bardzo ważny moment w moim życiu, bo ten sakrament określił mnie samego: kim jestem od tego momentu i kim będę na wieczność. Nie wiem, dlaczego, ale taką drogę życia wyznaczył mi Bóg, a więc na tej drodze mam się realizować jako człowiek i na tej drodze mam się zbawić. Nie jako skazany i niewolnik. Dzisiaj wiem na pewno, że Pan Bóg miał rację.

Pierwsza była Łomża, tam pracował Ksiądz jako dyrektor Postulatu i duszpasterz rodzin cygańskich. Później Warszawa, gdzie poszukiwał Ksiądz nowych powołań do zakonu. Kolejne miejsce to Lubartów i praca z młodzieżą Zespołu Szkół Zawodowych i Elektronicznych.

To były decyzje przełożonych. Św. Franciszek uczył posłuszeństwa, ale nie na zasadzie niewolnictwa. On mnie uczył, że przez nich objawia się wola samego Boga. Nawet, jeżeli po ludzku patrząc, podejmują oni niezrozumiałe decyzje, to w ostatecznym bilansie, jeżeli nie stchórzę i podejmę wyzwanie, będą miały sens i znaczenie w moim życiu. Mówię o tym, choć decyzje przełożonych dotyczące mnie nie wymagały heroizmu. Okazały się potrzebne i ważne. Dzięki nim mogłem realizować swoje powołanie i zdobywać doświadczenia, które są częścią mojej historii.

Miał Ksiądz zostać prefektem. Dlaczego tak się nie stało?

Przygotowanie pedagogiczne, kapłaństwo przemawiało za tym, aby pełnić taką funk¬cję w kapucyńskim seminarium. Jednak ktoś z ważnych postaci stwierdził, iż jestem zbyt "prodiecezjalny". Miał trochę racji, i pomysł rektora, abym był jego pomocnikiem, upadł.

Bp Bolesław Pylak, ówczesny ordynariusz lubelski, skierował Księdza do pracy w parafii Św. Józefa w Lublinie.

To następny rozdział mojego życia, kolejna kartka w kalendarzu kapłana Tadeusza. Trzeba było zmierzyć się z wyzwaniem dużej, miejskiej parafii. Budowa nowego kościoła i tworzenie wspólnoty parafialnej, którą wydzielił biskup ze starej, czterdziestotysięcznej parafii w Lublinie. Św. Franciszek, pisząc regułę swojego zakonu, wybrał cytaty z Ewangelii, nic od siebie nie dodawał. Franciszkanin to człowiek, który ma realizować swoje powołanie w każdym miejscu i w każdym czasie jako świecki i jako duchowny, wg słów zostawionych przez Jezusa. Więc teraz miałem być księdzem w lubelskiej parafii, a swoje zadania powinienem wyko¬nywać, przykładając Ewangelię do obecnej rzeczywistości.

Po roku czekała posługa proboszcza w Honiatyczach.

Nadal miałem być kapłanem. Doszły jednak jeszcze inne obowiązki związane z admini¬stracją parafii. Musiałem dokończyć budo¬wę kościoła, zadbać o stronę duchową, ale i materialną powierzonej mi przez biskupa wspólnoty. I znowu Św. Franciszek: bądź prosty, radosny, bądź bratem, ale i ojcem. Wydaje się, że to takie proste... Prostota nie jest łatwa, ale najskuteczniejsza.

Następnie była Łaszczówka na Roztoczu - "naj¬piękniejsze miejsce na ziemi"...

Po latach wróciłem na swoje Roztocze. Tu się urodziłem, tu dojrzewałem, tu już praco¬wałem, ale tym razem mój powrót na Roztocze miał inny wymiar, inne znaczenia dla mnie i dla moich krajanów. Dziękuję Bogu, że po latach znowu stąpam po roztoczańskiej ziemi, po mojej ziemi.

Obecną parafią jest ta w Górecku Kościelnym. Odczuwa tu Ksiądz obecność Św. Stanisława i Św. Franciszka?

"Wędrówką życie jest człowieka" - pisał poeta. Tej wędrówki dosłownie doświadcza ksiądz. Dziwna jest ta droga. Jednym z powra¬cających znaków jest Św. Franciszek. Górecko to przecież stare miejsce franciszkanów. Dawniej to oni żyli i pracowali wśród roztoczańskich lasów - w Górecku. Do dziś w duszach moich parafian brzmi nuta franciszkowej prostoty i umiłowania piękna, radości życia, choć nie jest ono łatwe. Tę nutę usłyszałem od pierw¬szego spotkania z moimi parafianami. Myślę, że gramy razem, a jeszcze w naszej góreckiej kapeli jest biskup - Św. Stanisław. On, gdy naszą orkiestrę poniesie fantazja, przypomina: "Trzymać się nut i nie fałszować!". W Górecku Kościelnym minęło 25-lecie mojego kapłań¬stwa. Mówię mojego, choć ono jest Chrystusa, ale przeze mnie realizowane, więc "noszę skarb w naczyniu glinianym"...

Jest Ksiądz niezwykłym kapłanem, niezwykle energicznym, z głową pełną pomysłów. Prowadzi Ksiądz kronikę parafialną, muzeum, dom rekolekcyjny i uczy religii w szkołach.

Kapłaństwo jest niezwykle. Każdy człowiek jest niezwykły, a więc i każdy kapłan. Trzeba, by każdy z ludzi odnalazł swoją niezwykłość, niepowtarzalność, ale też Autora swojej nie¬zwykłości. To ma rodzić pychę? Nie, ta świado¬mość zobowiązuje i powinna stawiać pytanie: człowieku, co zrobiłeś ze swoją niezwykłością? Pomnażanie talentów, które zostały nam dane, nie jest niezwykłością, ale obowiązkiem. Pro¬szę sobie przypomnieć przypowieść Jezusa i nieszczęśnika, który zakopał talent. Nikt z nas nie jest stworzony do roli nieudacznika! Przez Boga nie będziemy pytani: "Ile mi dałeś?", lecz "Czy wszystko?"

Czy jest Ksiądz srogim ekspertem w komisjach egzaminacyjnych o awans zawodowy nauczycieli muzyki i religii?

Jest to zadanie zlecone mi przez MEN, które od lat pełnię z satysfakcją. Owszem czasem "czepiam się", aby nauczyciel starający się o awans odczuł, że jest to egzamin. Zawsze jednak daję najwyższą ilość punktów. Dochodzą mnie głosy, że dużo wymagam. Wielu księżom pomogłem i pomagam w samym przygotowaniu do awansu zawodowego. cdn.

Kogo Ksiądz najbardziej ceni z artystów i piosenkarzy?

Na festiwal zapraszam tych, których bardzo cenię. Przeprowadziłem z nimi wiele wywiadów, które ukazały się w prasie katolickiej i świeckiej. Violetta Villas jeden z wywiadów umieściła na swoim blogu w internecie. Bardzo cenię Eleni, Janusza Laskowskiego. Wciąż najbliżej jestem ze Stawą Przybylską. Razem tworzyliśmy znany już szeroko Festiwal Pieśni Maryjnej. W ubiegłym roku zaprosiła mnie na jubileusz 50-lecia pracy artystycznej, który odbyt się w SGGW w Warszawie z udziałem Pary Prezydenckiej. Wystąpiłem tam z referatem "Motywy modlitewne w repertuarze Sławy Przybylskiej".

Od 2005 r. prowadzi Ksiądz "Pogotowie modlitewne". Na czym ono polega?

Otworzyłem na stronie internetowej specjalną skrzynkę na prośby o modlitwę, nazwałem ją "Pogotowiem modlitewnym" i tak się zaczęło. Są tam tysiące próśb o modlitwę. Sam nie mogłem ogarnąć, poprosiłem o pomoc w modlitwie kółka różańcowe, osoby chore, grupę franciszkańską. Do modlitwy zachęcam także tych, którzy zwracają się do nas o modlitwę. Cieszę się, że napływa też wiele podziękowań.

Jakie ma Ksiądz marzenia?

Na mojej stronie internetowej napisałem: "Zakończyć organizację Festiwali, zachować dobrą pamięć i dostać się przynajmniej do czyśćca". Mama mówiła mi, że urodziłem się w czepku. Nie wiem, co to takiego. Ludzie mówią, że pod szczęśliwą gwiazdą. Być może nie powiedziałbym tak o sobie. Prawdą jest, że wszystkie moje marzenia i pragnienia, wcześniej czy później realizują się, z Bożą i ludzką pomocą. Czasem realizuje się to, czego bardzo się boję. (…) Nie wszystko przychodzi mi lekko i gładko. Często przeżywam różne trudności i zawody.

Ma Ksiądz wiele pasji.

Zawsze staram się robić to, co najbardziej lubię, a z obowiązku czynię radosną konieczność. Poza kapłaństwem i muzyką, moją pasją są dalsze czy bliższe podróże. Zwiedziłem Stany Zjednoczone, wielokrotnie przebywałem w Anglii, dwa razy we Włoszech, byłem w Austrii, Słowacji i na Ukrainie. W niedalekiej przyszłości będzie Grecja, Ziemia Święta i Meksyk. Posiadam dużą kolekcję starych odbiorników radiowych, gramofonów i patefon. Po moim profesorze muzyki w Liceum Pedagogicznym w Szczebrzeszynie, p. Franciszku Lechowskim, przejąłem wielki zbiór nut, śpiewników i książek z tej dziedziny. Dla zachowania pamięci lat minionych założyłem parafialne muzeum, w którym liczne zbiory przypominają przeszłość polskiej wsi, nierozerwalnie złączonej z bolesną martyrologią naszego narodu. Z uporem i cierpliwością skryby, codziennie dopisuję karty Kroniki Parafialnej.

15 marca 2010 r. uczestniczył Ksiądz w uroczystej kolacji w Pałacu Prezydenckim, jaką na cześć brytyjskiego następcy tronu, Księcia Karola i Księżnej Camilli Parker Bowles wydała Prezydencka Para RP.

Wcześniej wielokrotnie miałem okazję przebywać w Pałacu Prezydenckim w związku z planowaną wizytą p. Lecha Kaczyńskiego na XV Festiwalu w Górecku. Przygotowywane były już szczegółowe plany tej wizyty. Zaproszenie mnie na uroczystą kolację z księciem Karolem było dla mnie miłym zaskoczeniem. Oczywiście skorzystałem z tego zaproszenia, miałem możliwość rozmowy z księciem Karolem, także z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego Małżonką. Pozostały tylko pamiątkowe fotografie.

Rokrocznie organizuje Ksiądz zbiórkę na cmentarzu w Górecku Kościelnym.

Cmentarz ten jest niepowtarzalny, zabytkowy i spoczywa na nim wielu pięknych ludzi. Cmentarz jest nie tylko świadectwem pamięci współczesnych o przodkach, ale w pewnej mierze też miernikiem poziomu kultury społeczeństwa, którego "teraz" wyrosło, zrodziło się z "wczoraj". Starzy mieszkańcy Górecka, jak i ci, którzy mieszkają tu od niedawna, doskonale o tym wiedzą. Zbiórkę na restaurację starych nagrobków zainicjował Krzysztof Miazek - człowiek nie tu urodzony, ale pełnoprawny obywatel Górecka Kościelnego z wyboru.

KS. TADEUSZ SOCHAN został doceniony przez wielu:
Minister Kultury odznaczył go Złotą Odznaką Zasłużonego Działacza Kultury, "Niedziela" medalem "MaterVerbi", marszałek województwa tytułem "Vice-Ambasadora Województwa Lubelskiego za rok 2004", a z okazji X Festiwalu Pieśni Maryjnej tytułem "Zasłużonego dla Lubelszczyzny". Prezydent RP Lech Kaczyński przyznał mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi w działalności na rzecz upowszechniania kultury, za osiągnięcia w pracy duszpasterskiej i pedagogicznej. W roku 2010 otrzymał nagrodę Fundacji "Polcul" z Australii, "Złoty Tabor" - od króla Cyganów i Rady Starszych na Festiwalu Kultury Romów w Glinojecku za promocję kultury cygańskiej, a także nagrodę Marszałka Województwa Lubelskiego.

Przyjacielem Księdza był Ks. Zbigniew Antosz. Jak dziś po kilku latach tłumaczy sobie Ksiądz jego odejście?

Bardzo przeżyłem śmierć Zbyszka. Bardzo szanowaliśmy się. Lubił przyjeżdżać do Górecka, aby przy szumie tutejszych strumyków, w cieniu wiekowych dębów, przy śpiewie ptaków, zachwycić się wielkością Boga i pięknem stworzenia. Jako pracownik kurii bywał tu także z Ks. Biskupem. Zachowuję jego maile, listy z życzeniami świątecznymi czy imieninowymi. Jemu poświęciłem wspomnienie, które znajduje się na mojej stronie internetowej pod hasłem "Pamięci śp. Ks. Zbigniewa Antosza". W rocznice jego śmierci sprawuję Mszę Św., organizowaną co rok w kościele w Dąbrowicy.

Na dobre zadomowi! się u Księdza Marcin Janos Krawczyk, wikariusz z popularnego serialu "Plebania".

Znamy się od wielu lat. Przyjaźnię się z jego rodzicami. Często odwiedza mnie z żoną i dziećmi. Przed rokiem w Górecku chrzcił swoje drugie dziecko. Kilkakrotnie prowadził konferansjerkę Festiwalu Pieśni Maryjnej. Kiedy grał w "Plebanii", wielokrotnie pytał mnie, jak zagrać w filmie daną rolę, aby była zgodna z nauką Kościoła. Jest reżyserem kilku filmów krótkometrażowych, nagradzanych w kraju i za granicą. Wspólnie chcemy zrobić scenariusz nowych, polskich "Dziadów".

Gratuluję świetnej strony internetowej.

Dziękuję. Dzięki niej parafia Górecko znana jest niemalże w całym świecie. Bo przecież świat, to globalna wioska. Zapraszam na stronę www.gorecko.pl. Łatwo ją zapamiętać, jeszcze łatwiej ją czytać...

Na stronie internetowej parafii znalazłem przepiękne zdanie: "Naprawdę warto żyć, kochać i być dla innych".

Umieściłem te słowa, bo wiem, że one są prawdziwe. Zrodziły się po latach życia i doświadczeń, sukcesów i porażek. Wiem też, że one, choć nie są wypowiedziane przez moich parafian, są ich mottem niezwyczajnie zwyczajnego życia.

Źródło: TK Niedziela

2 komentarze:

Res Sacra Miser pisze...

Piękny wywiad. Oby tak dalej - i proszę nie zaniedbywać bloga!

Anonimowy pisze...

Szczęść Boże.
Bardzo ciekawy blog, My również polecamy Nasz blog: www.wramionachojca.blog.onet.pl
Blog tworzy Ksiądz katolicki z grupa osób.
Pozdrawiam
Z Panem Bogiem